Z wsią Bromierzyk wiążą się też tajemnicze historie. Mieszkańcy puszczy, którzy mieli jakieś problemy i wpadali w kłopoty, popadali w depresję i podejmowali ostateczną decyzję o zakończeniu swojego życia, wybierali Bromierzyk jako miejsce samobójstwa. Stąd dziś można spotkać się z określeniem Bromierzyka jako „wsi wisielców”.
Duchy pomordowanych
W sieci można znaleźć relacje Wiesławy Szymańskiej z Plecewic, która opowiada:
To jest przerażające miejsce, tam coś zawsze straszyło. Tam jest coś takiego, że ludzie stawali się tam opętani. Byli tacy, którzy mieszkali daleko w innych wsiach, ale jak ktoś miał się powiesić, to szedł właśnie tam. Do Bromierzyka. Ludzie z okolicznych wsi w końcu zaczęli się bać tam chodzić. Nie bez powodu tak się dzieje.
Pani Wiesława twierdzi, że w Bromierzyku straszą duchy żołnierzy i cywilów – nocą można usłyszeć rozmowy, mimo iż wieś jest dziś opuszczona. Mają być to duchy osób, które podczas II W.Ś. zostały zamordowane przez Sowietów.
Duchy zwierząt
Inne historie, legendy opowiadają o pojawiających się w tych okolicach zjawach, potworach, co skutecznie odstrasza wiele osób przed spacerami po zmierzchu w tych okolicach.
Kolejna relacja, opowiedziana tym razem przez mieszkankę Wilcz Tułowskich:
Dawno temu jechałam przez Bromierzyk z mężem na motocyklu. Między kapliczką świętej Teresy, a dębem świętej Teresy, zauważyliśmy, jak biegnie za nami koń. Oczywiście, mógł wybiec komuś z podwórka, ale mimo wszystko uciekaliśmy przed nim. Mocno złapałam męża ze strachu, ale nie udawało nam się przed nim uciec .
Uciekaliśmy, jednak w pewnym momencie motor zgasł i nie było możliwości, żeby jechać dalej. Koń zbliżył się do nas i przednie kopyta wyciągnął do góry. Tak, jakby chciał nas zaatakować. Zdążyłam się tylko schylić i nie było konia. Nie było też słychać jego galopu. Uciekliśmy stamtąd i myśleliśmy, że to przywidzenia, że koń mógł gdzieś pobiec.
Gdy opowiadaliśmy tę historię już innym ludziom, to niektórzy zaczęli potwierdzać, że to samo spotkało ich. Najpierw przejazd obok kapliczki, koń albo inne widmo. Zgaśnięcie silnika i to coś się wtedy zbliżało. Każdy z nich próbował się jakoś ratować, osłaniać, ale w końcu to coś znikało. Od tamtej pory nie chodziłam już sama na Bromierzyk, boję się, mimo że minęło już prawie czterdzieści lat
Lepiej nie chodzić tam samemu
O strachu przed samotnymi wizytami w okolicy wsi Bromierzyk opowiada też mieszkaniec Sochaczewa:
Lubię jeździć na Bromierzyk i często tam bywałem, ale jakoś nigdy nie byłem tam sam. W końcu pewnego razu wybrałem się na samotną przejażdżkę samochodem, do kapliczki świętej Teresy. To było słoneczne, niedzielne popołudnie. Nagle, jadąc przez pustą i leśną drogę, samochód zgasł. Próbowałem go oczywiście ponownie uruchomić, ale to było coś takiego, jakby akumulator był rozładowany, albo nie było iskry. Po kilku nieudanych próbach wyszedłem z samochodu i podążyłem w kierunku asfaltu, żeby znaleźć jakąś pomoc. Przeszedłem może 40 metrów i usłyszałem, jakby dosłownie za moimi plecami, tuż obok mnie, ktoś uderzał łańcuchem o drzewo. Słyszałem nie raz opowieści o tym, że jest to dziwne miejsce, że coś może tu straszyć, ale nigdy nie wierzyłem w takie opowiastki. Przypomniałem sobie je od razu. Trochę się zawahałem, ale pomyślałem, że to się przesłyszało i poszedłem dalej. Po paru krokach, znów pojawił się ten sam dźwięk. Uważnie obejrzałem się wokół, ale przy drzewach nie było nikogo. Przystanąłem na chwilę, obróciłem się w stronę samochodu, a ten dźwięk znowu pojawił się za moimi plecami! Spanikowany obróciłem się, ale nikogo znów nie było. Poszedłem jeszcze parę kroków dalej, to było ze dwadzieścia metrów. Znowu to samo, znowu ten dźwięk łańcucha jakby uderzającego o jedno z drzew, był obok mnie. Wtedy już uciekłem do samochodu, po kilku próbach już odpalił. Nie wiem teraz, czy to było coś, czego gołym okiem nie widać, ale innego wytłumaczenia nie mam. To było tak realne i tak blisko, że nie potrafię teraz powiedzieć, że nie wierzę w takie rzeczy. Na pewno nieprędko pojadę tam samotnie
View Comments
Sprostowanie, obecna kapliczka jest 5 razy mniejsza niż pierwowzór z 1937 roku. Obecna kapliczka została zbudowana w latach 90tych, dzięki staraniom wójta gminy Brochów Andrzeja Fijołka oraz wielu rodzin z dalszej i bliższej okolicy ( inicjały darczyńców wycięte na krzyżu znajdującym się nad drzwiami ).
Bromierzyk. Z tej nie istniejącej już wsi pochodziła moja prababka Zofia Skrzypkowska (U1868 - Z1948), córka Andrzeja Skrzypkowskiego i Balwiny z d. Wiśniewska. Mieszkała i zmarła w Polesiu Nowym par. Leoncin. Każdego roku jesteśmy z żoną na Mszy św., która odprawiana jest przed Kapliczką w dniu 17 września o godz. 17.00. Apeluję za Panią dr Martą Przygodą: Nie zapominajmy onaszych Puszczańskich korzeniach i spotykajmy się przy takich właśnie okazjach i okolicznościach.