Wiecie jak to jest. Siedzicie w domu, przeglądacie internet, oglądacie zdjęcia miejsc, w których właśnie w tym momencie moglibyście być i coś was „trafia”. No nie mogę już dłużej tak na tym tyłku wegetować! Jedziemy! 😀 I tak oto kolejnej już zimy spakowaliśmy swoje manatki i ruszyliśmy do Zakopanego.
Plan był taki: jedziemy, a co będzie to będzie. Pogodę zapowiadali raczej ładną, ale wiadomo jak to jest w górach. Nie ma co się do niej przywiązywać- góry uczą „otwartego umysłu” i pokazują jak bardzo są kobietą… zmienną kobietą :P. Gdzieś w tyle głowy marzyliśmy o zdobyciu Świnicy, na którą wdrapaliśmy się razem we wrześniu. Ale nic nie było pewne i pogoda i nasze ostateczne plany.
Z hotelu wyszliśmy w okolicach 10:00. Późno, ale dopiero na 11:10 mieliśmy kupiony bilet na kolejkę z Kuźnic w kierunku Kasprowego Wierchu. Wybraliśmy wjazd kolejką ze względu na to, że jest zima i krótszy dzień, a poza tym na Kasprowy wchodziliśmy już kilka razy, wiec na ten moment to tylko zbędna strata sił i czasu:). I mała rada od nas. Jeśli chcecie tak jak my skorzystać z „podwózki”, a nie chcecie stać w kolejce do kasy w Kuźnicach, skorzystajcie ze sklepu internetowego PKL . Nawet dobrze się złożyło bo do tej 11 było jeszcze pochmurno i nie zanosiło się na słoneczną aurę. Przejazd kolejką trwa kilkanaście minut. Jest przyjemnie, nie buja, ładne widoki i można w wagoniku zobaczyć cały przekrój „kasprowego społeczeństwa”: od narciarzy, którzy korzystają ze skipass’a i wjeżdżają aby zjechać, poprzez rodziny z maleńkimi dziećmi, ludzi „wyrwanych” ze spaceru po Krupówkach ( mam na myśli ich nieprzygotowanie odzieżowe do warunków panujących na Kasprowym), takich jak my niedzielnych górołazów oraz taterników- oceniam po posiadanym przez nich sprzęcie, a nie umiejętnościach 😛 .
Na szczycie przywitał nas podmuch mroźnego wiatru, tłum narciarzy oraz oślepiający blask słońca! Pięknie było!
Nałożyliśmy raki i weszliśmy trochę wyżej- na wysokość stacji meteorologicznej. Widok zapierał dech. Na prawo Czerwone Wierchy i cale Tatry Zachodnie. Przed nami słowacka część gór, a po lewej w oddali Świnica. Chyba wszystkie narciarskie trasy, które tu istnieją, były czynne. Działały również wyciągi krzesełkowe w Kotle Gąsienicowym oraz Goryczkowym.
Przez moment rozważaliśmy spacer w kierunku Czerwonych Wierchów, ale zdecydowaliśmy ze spróbujemy wejść na Świnicę. Jeśli pogoda będzie taka jak teraz, nie będziemy mieli większych trudności kondycyjnych i sprawnościowych, to wejdziemy, a jeśli coś zacznie nam się nie podobać, zawsze możemy zawrócić :).
Ci z Was, którzy kiedykolwiek mieli okazję wspinać się na ten szczyt latem, zapewne pamiętają chwile grozy na łańcuchach. Uspokajam Was. Według nas zimowa Świnica jest prostsza w zdobyciu, pod warunkiem posiadania odpowiedniego ubioru i minimum raków. Kondycja też się przyda szczególnie w odcinku Przełęcz Świnicka- Świnica. Ale po kolei.
Ruszyliśmy z Kasprowego w kierunku Przełęczy Liliowe- umownej granicy pomiędzy Tatrami Wysokimi, a Zachodnimi. Poszliśmy przez Suchą Przełęcz. Tutaj, jeśli dopisuje pogoda, zawsze spotkacie masę turystów. Również młode pary na sesjach ślubnych- byłam tu kilka razy i nigdy nie zdarzyło się, żebym nie widziała choć 1 pozującej pary ;).
To miejsce lubię nazywać „najpiękniejszą autostradą Polski”. Tłok i piękne widoki, w każdą stronę:). Taka sytuacja ciągnie się aż do Beskidu (2012m n.p.m i jeśli macie ochotę zdobyć jakiś dwutysięcznik, to ten będzie w Polsce najprostszy :P). Za nim tłum zaczynał wyraźnie słabnąć. Latem niezupełnie, ale zimą bez raków, wybierają się dalej tylko wg mnie nieświadomi warunków ryzykanci. Za Beskidem zaczyna się Liliowe.
Mijaliśmy pojedyncze osoby w rakach lub też na nartach. Poszliśmy w kierunku Skrajnej Turni, za nią zeszliśmy do Skrajnej Przełęczy, potem zrobiliśmy trawers na Pośredniej Turni i dostaliśmy się do Świnickiej Przełęczy.
Tutaj spotkaliśmy dużą ekipę wspinaczy wyposażonych w listę moich marzeń tj.: czekany, uprzęże, liny, kaski, tęczowe ciuchy wspinaczkowe, zestawy lawinowe, markowe gogle i rożne inne dodatki, które sprawiają, że czuje się jak totalny górski amator- czyli zderzam się z rzeczywistością 😛 . Oni poszli, a my po dłuższej przerwie rozpoczęliśmy żmudne podejście na Świnicę. Trasa jest bardzo stroma, przez co męcząca i wymaga bezwzględnie korzystania z raków.
Pośrednia Turnia ze stoku Świnicy
Po ok 50 minutach stanęliśmy na jej szczycie! Sami! Zdobyliśmy wierzchołek taternicki 2291 m n.p.m, czyli ten niższy szczyt Świnicy, na wyższy (2301 m n.p.m.) prowadzi szlak po ośnieżonej grani. Jest to niebezpieczny fragment trasy i wymaga już tego „sprzętu marzeń”. Ale różnica wysokości obu jest niewielka, więc można się z czystym sumieniem rozkoszować widokami z pięknej Świnicy.
Kasprowy Wierch ze Świnicy- na dole budynek Schroniska z górną stacją kolejki, na górze stacja meteorologiczna.
Po dłuższej przerwie zaczęliśmy zejście. Ze względu na stromiznę, na początku schodziliśmy powoli i w dużych odstępach- aby jedno z nas nie zwaliło śniegu na drugie 😉 lub tez siebie w rakach w przypadku poślizgu. Kolejne zejścia, z obu Turni i Beskidu poszły już gładko. Pogoda była cudowna.
Prawie w ogóle nie wiało- a rok temu wiatr prawie urywał głowę;) Świeciło słońce, a chmury, które pojawiały się nad górami tylko dodawały im uroku. W końcu doszliśmy do Kasprowego i zdążyliśmy na ostatnie 30 minut pracy tamtejszego baru.
Zjedliśmy ciepły posiłek i po ponownym okutaniu się w raki zaczęliśmy schodzić do Kuźnic. Czekała nas ponad 2-godzinna przeprawa przez las. Byla godzina 17:00 i słońce powoli chowało się za szczytami Czerwonych Wierchów. Zza Stacji Meteorologicznej wschodził księżyc. Jego kolor kontrastował ze złotym światłem zachodzącego słońca, padającym na ośnieżone wzgórze i wydawał się niemal srebrny.
Z każdą minutą robiło się ciemniej, a jak wchodziliśmy miedzy drzewa, to już w ogóle;) Na szczęście mieliśmy ze sobą czołówki- zawsze je bierzemy w góry- nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć. Gdy już tak szliśmy przez las w ciemnościach, przypomniałam sobie, że podobno obudziły się już tatrzańskie misie- zima była za łagodna- i ze one lubią szukać jedzenia o zmierzchu. I oczywiście wkręciłam sobie, że takiego misia spotkamy;D Szłam pierwsza przed Jarkiem, a głowa podobno chodziła mi na boki jak wycieraczki samochodowe. Po kilkudziesięciu minutach marszu, zobaczyłam 30m przede mną przy drodze dwa światła. TO OCZY! Na szczęście oczy były małe, były nisko i jak tylko powiedziałam o tym Jarkowi, te małe krótkie światła zgasły- to był za pewne lis, łasica albo czupacabra;p Oczy siedziały w malej zaspie śniegu przy drodze:) Dalsza część trasy zeszła nam już spokojnie. Dotarliśmy do Kuźnic, z których pojechaliśmy na Krupówki na porządną kolację- jutro na pewno będziemy mieli zakwasy:).
Takie podsumowanie jeszcze gdybyście wybierali się w tamtym kierunku:
Musicie:
- sprawdzić pogodę kiedy już będziecie na Kasprowym- nawet jeśli wszystko wyglądało super z dołu zróbcie to, być może trzeba będzie zmienić plany.
- wziąć ze sobą raki- poćwiczcie wcześniej chodzenie w tym żelastwie- łatwo się zranić lub porwać spodnie.
- ubrać się tak, aby nawet najbardziej potężna wichura Was nie wyziębiła- podejścia męczą i nie ma się co oszukiwać, przystanki są konieczne, a chwila postoju może bardzo wychłodzić Wasz organizm.
- wziąć mapę papierową.
- wziąć komórkę i trzymajcie ją najlepiej w… majtkach. A tak poważnie to tam gdzie bateria Wam się nie wychłodzi i w razie potrzeby będziecie mogli skorzystać z telefonu.
- kawa/herbata gorąca i jedzenie- to chyba oczywista sprawa w zimę.
Możecie wziąć kijki, czekan i wszystko to, co uznacie za niezbędne dla Was- jeśli potrzebujecie, to bierzcie i nie patrzcie na to, że ktoś nie używa. Pamiętajcie, że to Wy odpowiadacie za swoje zdrowie i życie w górach.
Jeszcze jedna ważna informacja- zimowy szlak na Świnice nie jest oznakowany tyczkami (a wszystkie łańcuchy i skały z namalowanym symbolem szlaku są głęboko pod śniegiem). Najłatwiej iść po wydeptanych śladach, natomiast jest to możliwe tylko w przypadku idealnej pogody. Wiatr, opady śniegu mogą spowodować, że ślady znikną w kilka minut, wiec nie może to być jedyna wskazówka którędy powinniście się poruszać. Mapa, telefon z możliwością odszukania położenia, nawet kompas, nie będą niczym ekstrawaganckim. Najlepiej oczywiście gdybyście poznali trasę latem, to pozwoli Wam na lepszą orientację w terenie w razie wystąpienia mgły lub zamieci.
View Comments
Świetny post - nareszcie można przeczytać o Tatrach bez nadęcia i bufoniarstwa, a jednocześnie konkretnie i ciekawie. Brawo:).
Siedzę właśnie w gorącej BrazyliI i za zima nie tęsknię w ogóle. Jednak Tatry zimą to już ina historia. Kocham i uwielbiam :)
Ależ pięknie! Wasze zdjęcia tylko potwierdzają, ŻE zima w górach jest NajpiĘkniejszą porą roku :) W tym roku byliśmy na Świnicy latem, ale po waszym tekście aż chce się tam być zimą!
Przecudowne zdjęcia!
Piękne zdjęcia!
Dzięki! Fajnie, że się podobają. Agnieszka ma oko do takich widoków :)
pIĘKNIE OPISANE I CUDOWNE WIDOKI :)
No i w tym momencie zaczęłam się zastanawiać czy faktycznie dam radę się tam "władować". Byłam już co prawda na świnicy latem, nie sprawiła mi żadnych problemów, ale z wycieczek zimowych mam za sobą jedynie Trzydniowiański i kończysty Wierch oraz Kopę Kondracką. :-P
PS. Świetne zdjęcia i świetna relacja!
cudowne zdjęcia i super opis,Uwielbiam zimę w górach zakochałam się w zeszłym roku kiedy rozpoczęłam zimową przygodę z górami.nastawiam się na Świnicę w tym roku w zimie-byłam tam tego roku JUŻ dwa razy aby zapoznać się z trasą-raz we wrześniu i raz w listopadzie tydzień temu(śnieg juz jest ale jeszcze skały było WIDAĆ i łańcuchy były na wierzchu więc jako na zimowe WEJŚCIE to było za mało ;-) raczki wystarczyły,i WRACALIŚMY do schroniska w murowańcu po ciemku bo zostaliśmy do zachodu słońca na Świnicy i na Świnickiej przełęczy :-) była cudowna pogoda i tez mamy cudowne zdjęcia. Pozdrawiam! Beata