Otworzyłam oczy już o 6 rano i mimo przespanych tylko 4 godzin, już nie mogłam ich zamknąć. To, co zobaczyłam za oknem naszego auta urwało mi przysłowiowe „4 litery”, zbierałam szczękę z podłogi itd. Widok był NIEZIEMSKI tym bardziej, że od momentu kiedy stanęliśmy na islandzkiej ziemi nie widzieliśmy słońca i nieba, tylko szare chmury. Ale co ja Wam będę opisywać:) , sami popatrzcie…
Trzeba przyznać, że Jarek ma talent do wybierania miejsca parkingowego:)) Było bardzo wcześnie rano, Jaro spał jak zabity. Postanowiłam porobić foty- nie wiadomo kiedy zmieni się pogoda, a światło, słonce, błękitne niebo lekko przeciągnięte chmurami i niesamowita cisza, która aż „piszczala w uszach” zbudowały klimat trudny do opisania. A to wszystko dostępne w tym momencie tylko dla mnie! Zero żywej duszy- pomijając śpiącego Jarka. Tylko ja i ta niesamowita sceneria.
Z aparatem biegałam jak opętana z godzinę, czołgając się aby uzyskać najlepsze ujęcia „z ziemi” i robiąc rożne dziwne wygibasy w tym samym celu. O tej porze roku światło tak celebrowane przez fotografów w godzinach wczesnorannych i popołudniowych, dostępne latem w Polsce dosłownie przez kilkadziesiąt minut dziennie, tutaj trwa o wieeeele dłużej- istny raj dla fotografów krajobrazowych! Ale żeby nie było, spać też lubię, wiec jeszcze wróciłam do auta, modląc się o to, że kiedy ponownie otworze oczy, widok za oknem się nie zmieni. I tak było! Wyspaliśmy się, zrobiliśmy nasz poranny, śniadaniowy rytuał i ruszyliśmy w piękna trasę okraszoną słoneczną atmosferą:)
Seryjny, islandzki morderca
Po drodze zrobiliśmy krótki postój na zdjęcia. W tymże miejscu natknęliśmy się na tablicę, na której opisana była historia miejscowego, seryjnego mordercy .
Bjorn urodzony w 1555 jest najbardziej znanym seryjnym mordercą w historii Islandii. Nazwisko jego pochodzi od nazwy farmy, gdzie w XVI w. żył i mieszkał. W tamtych czasach często zdarzało się, że podróżnicy mogli liczyć na jego gościnność, wiec z pewnością można powiedzieć, ze był jednym z pierwszych „hotelarzy” na Islandii. Niestety wielu z tych podróżnych, których szlak skierował na te ziemie ginęło z rak gościnnego Bjorna. Przywłaszczał on ich konie, ubrania i pieniądze. Wierzy się, że liczba ofiar sięgnęła 18, choć sam Bjorn zarzekał się, że było ich tylko 9. Czyny jego wyszły na jaw, podczas próby zabicia jednego z dwojga rodzeństwa. Jedna z niedoszłych ofiar zdołała uciec i przekazać informacje władzom o niebezpieczeństwie. Pierwsza swoją ofiarę pochował na łąkach, gdzie dorastał. Bjorn został skazany na śmierć, a egzekucja odbyła się niedaleko Heilnar w roku 1596.
Kanion Rauðfeldar (Rauðfeldsgjá Gorge)- jurajski park;)
Kolejnym miejscem na naszej trasie był kanion Rauðfeldar. Oto informacje jakie znaleźliśmy na miejscu:
Mówi się, ze Bardur Snafellsas był pol człowiekiem, pol trollem, żyjący wraz ze swoimi zmysłowymi i urodziwymi córkami niedaleko Laugabrekka w Hellnarze pod koniec IXw. Jego brat Porkell mieszkał w Arnarstapi wraz ze dwoma synami, Rauðfeldarem i Solvim. Pewnego dnia, gdy kuzyni bawili się przy brzegu, Rauðfeldar popchnął najstarsza córkę Bardura o imieniu Helga na przepływająca obok gore lodowa. Mówi się, ze popłynęła na niej aż na Grenlandię. Dotarła tam cała i zdrowa, ale Bardur był tak wściekły, że postanowił zabić niesfornych braci. Zepchnął więc Rauðfeldara do kanionu, którzy dziś zwie się „Kanionem Rauðfeldara, a drugiego z braci Solviego zepchnął z klifu, zwanego później „Klifem Solvahamar”. Mówi się, że po tym zdarzeniu Bardur odszedł w kierunku lodowców i nigdy więcej nie był widziany.
Eksploracja kanionu należy do popularnych atrakcji, jednak należy uważać, ponieważ im dalej dotrzesz, tym węższy staje się kanion. Wewnątrz kanionu otoczonego imponującymi klifami możesz podziwiać czyste niebo, a przy odrobinie szczęścia, gdzieś tam na gorze dostrzeżesz Bardura błąkającego się po okolicach.
Weszliśmy do środka. Wewnątrz zalegał śnieg, było ciasno, nad naszymi głowami latały ptaki, pod nogami płynął strumień i czuć było przejmujący chłód bijący od skal.
Długo tam nie posiedzieliśmy, bo miejsce jest dosyć popularne i od nadmiaru turystów zaczęło się robić tłoczno. Wyszliśmy do auta, odjechaliśmy kawałek i zatrzymaliśmy się przy pobliskim strumieniu- aby nabrać zapasu wody i… umyć zęby po śniadaniu;p
Latarnia Malarrif i czarna plaża
Po krótkiej toalecie ruszyliśmy w kierunku wybrzeża. Znajdowaliśmy się na terenie Parku Narodowego Snæfellsjökull. Po drodze mijaliśmy cudne widoki gór skąpanych w słońcu.
Jedna z nich-Snæfellsjökull ( lub Snaefell), jest wyjątkowa. To miejsce opisane przez Juliusza Verna w jego powieści „Podróż do wnętrza Ziemi„. Bohaterowie książki znaleźli na Snaefellsjökull wejście do przejścia prowadzącego do centrum Ziemi:). My ograniczyliśmy się do podziwiania jej majestatycznej sylwetki i lodowej czapy z naszego mobilnego domku;).
Chcieliśmy zobaczyć prawdziwą czarną plażę, która rozpościera się w okolicach 24 metrowej latarni morskiej Malarrif, wybudowanej 1947 roku.
Czarne, bazaltowe kamienie robią niesamowity efekt. Są rożnej wielkości- od dużych jak pięść po coraz mniejsze aż do wielkości pestek winogrona. Są bardzo dekoracyjne- z chęcią zabrałabym kilka ton ze sobą, ale Jarek wytłumaczył mi, że to byłoby co najmniej mało rozsądne;P.
Pierwszy zdobyty wulkan Saxholl
Po naszym krótkim „plażowaniu” ruszyliśmy dalej. Przed nami kolejny cel- wygasły wulkan Saxhóll. Wg tablicy wulkan swoją ostatnią erupcję przeżył 3-4 tys. lat temu i obecnie ma 118 m wysokości. Jego zbocza mają rdzawy odcień i w słoneczny dzień pięknie kontrastują z zielonym polami wulkanicznymi. Na zdobycie jego szczytu potrzeba dosłownie kilku minut spaceru, a nagrodą jest piękny widok na okolicę: pola lawowe, ocean, góry w oddali. Z resztą sami popatrzcie:)
Dostojny Kirkjufell- moje marzenie
Oczywiście po dłuższym postoju, ruszyliśmy dalej. Teraz na celowniku mieliśmy bardzo ważne miejsce dla mnie- górę Kirkjufell. Widywałam ją na tysiącach zdjęć krajobrazowych, nie wiedząc gdzie dokładnie leży. Przygotowując się do tej podróży niezmiernie się ucieszyłam kiedy dotarło do mnie, że to islandzka góra i mogę zobaczyć ją osobiście! Jej klinowy charakter, jej dominowanie w otaczającym krajobrazie i zmienność wyglądu w zależności od pogody jest niesamowita
.
Góra leży przy samej drodze. Po drugiej stronie asfaltu mieści się słynny wodospad Kirkjufellfoss, który na większości fotografii towarzyszy górze Kirkjufell. Na miejsce dojechaliśmy w momencie kiedy pogoda zmieniła się na szaroburą i na dodatek zaczęło kropić. Stwierdziliśmy ze zjemy obiad i poczekamy, może coś się zmieni. I mieliśmy rację! Wyszło piękne słonce:)
Grafarlaug- kąpielowa miejscówka
Po dłuższym postoju w tych pięknych okolicznościach przyrody ruszyliśmy dalej, a tym razem naszym celem była gorąca kąpiel. Miejsce, w którym mieliśmy jej zażyć nazywa się Grafarlaug. Basen pod gołym niebem położony w dolinie, z którego rozpościera się widok na góry brzmi spoko, prawda? Dla nas bardzo:). Po drodze mijaliśmy piękne widoki, góry, pola nad fiordami.
W końcu nawigacja podpowiedziała nam abyśmy zjechali z asfaltówki na szutrową drogę. Po paru kilometrach dojechaliśmy do bramy, na której wisiało kilka tablic, z (niestety) napisami tylko w języku islandzkim. Brama była otwarta, a nawigacja kierowała nas przez jej wrota, wiec niewiele myśląc przejechaliśmy przez nią. Kilkanaście minut później dotarliśmy na miejsce. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to fakt, że byliśmy tam sami. Choć to wcale nie jest jakiś niesamowity wyczyn, znaleźć się w pięknym miejscu na Islandii w pojedynkę:) taki urok tejże wyspy. Tutaj było trochę dziwnie, ogromna przestrzeń, z 2 domkami, basen, piękna, słoneczna pogoda i… tylko my.
Przebraliśmy się do kąpieli i ruszyliśmy do basenu. W zbiorniku było podejrzanie mało wody. Dobrze, że najpierw wsadziłam rękę. Woda okazała się GORĄCA. Niestety za gorąca aby do niej wejść:(. Zaczęliśmy się rozglądać. Wokół leżały plastikowe rury, teren był rozkopany i dotarło do nas, że zbiornik jest w konserwacji. Eh, pewnie o tym informowały tabliczki na bramie. Nic tu po nas:) ruszyliśmy dalej.
Jechaliśmy przez przepiękne tereny, skąpane w zachodzącym słońcu. Te zachody podczas islandzkiego lata trwają godzinami.. to naprawdę niesamowita sprawa. Trochę taka pauza w czasie.
Wodospady Hraunfossar (Girðingar) lava falls
Dojechaliśmy do naszego ostatniego w dniu dzisiejszym celu- wodospadów Hraunfossar zwanych także Girðingar. Miejsce jest niesamowite- wiem, wiem, dla mnie wszystko tutaj jest niesamowite;p. Ale sami popatrzcie.
Na pierwszy rzut oka, jest to układ kładek nad rwącą, błękitną rzeką. Ale okazuje się, że to tylko „efekt uboczny”- ta rzeka. Główną atrakcją miejsca jest system wodospadów, które wypływają „znikąd” i wpadają do rzeki! Serio. Chcieliśmy znaleźć źródło tych małych „siklaw”. Przeszliśmy się kilkaset metrów w głąb pola lawowego i nic nie znaleźliśmy. Wodospady „napędzane” są wodą z podziemnych cieków. Powyżej tego miejsca znajduje się kolejny wodospad- Barnafoss. O którym można usłyszeć legendę o dwójce chłopców, którzy utonęli w wodospadzie, chcąc przekroczyć go po naturalnej kładce uformowanej ze skal. Niestety, nie udało się im, a zrozpaczona matka dzieci, rzuciła czar na most- aby już nikt nie mógł go przekroczyć bez utonięcia. Sam most niedługo po tym został zniszczony w wyniku trzęsienia ziemi, a nazwa wodospadu została powołana na cześć chłopaków- Barnafoss czyli wodospad dzieci.
W tym przedziwnym miejscu byliśmy tylko my i… owce, które zdecydowały się na wieczorny spacer po kładkach przeznaczonych dla turystów;). Jarek zaczął narzekać na ból ucha i dostał gorączki:(, więc poszliśmy do naszego domku na kołkach zjeść kolację i odpocząć przed kolejnym z pewnością niesamowitym dniu na Islandii.
Ania ze Spinek i Szpilek | 3 marca 2016
|
Wasza Islandia jest piękna:).
Aga | Author | 4 marca 2016
|
Dzięki Aniu za regularne odwiedziny! My tez czytamy Twoje posty, musimy tylko się uaktywnić w komentarzach, czekamy z niecierpliwością na posty z Twoimi podróżami, tymi małymi i dużymi:)
Ania ze Spinek i Szpilek | 4 marca 2016
|
Zawsze zapominam robić zdjęć w pięknych miejscach, które odwiedzam w trakcie podróży małych i dużych;).
Zosia | 4 marca 2016
|
Zdjęcia są po prostu obłędne!!! Ciekawostki historyczne nie były mi wcześniej znane, fajnie wzbogaciły Wasz wpis. A jak znajdziecie kiedyś przejście do centrum ziemi to mam nadzieję, ze również podzielicie się ta informacją;)
Aga | Author | 4 marca 2016
|
Zosiu!:))) dziękuję za odwiedziny! Jak znajdziemy takie przejście to na pewno opiszemy naszą wyprawę, ale dokładne dane o jego położeniu dostaną tylko najwytrwalsi czytelnicy;p Zachęciły Cię te zdjęcia do wycieczki na Islandię?:)
Zosia | 4 marca 2016
|
Nie tylko mnie ale także bliskie mi osoby, więc ekipę już mam zebraną;) Z pewnością Wasz blog stanie się naszym przewodnikiem po najpiękniejszych miejscach. Piszcie i inspirujcie dalej!!