Po pierwszej, krótkiej i dość chłodnej nocy obudził nas pochmurny poranek.
Za oknem zobaczyłam czarną drogę i fioletowo-zielone pola łubinu, którego łany ciągnęły się po horyzont. W zasadzie na Islandii rozkręcało się lato.
Chociaż niebo przybierało głównie szarobure odcienie, dzięki połączeniu kolorów kwiatów z czarnym, wulkanicznym tłem było… pięknie:). Zjedliśmy szybkie śniadanie i ruszyliśmy przed siebie. Mieliśmy dzisiaj do pokonania tyle kilometrów, ile się da!
Leif the Lucky (or Miðlína) Bridge
Pierwszy nasz przystanek, to „Leif the Lucky (or Miðlína) Bridge” – most pomiędzy kontynentami.
Półwysep Reykjanes, na którym aktualnie przebywaliśmy, leży w miejscu szczególnie wyjątkowym dla geologów (Pozdrowienia Monia 😉 !). W tymże rejonie stykają się 2 płyty tektoniczne– Eurazji oraz Ameryki Północnej.
Według teorii wędrówki płyt tektonicznych Grzbiet Atlantycki oddziela obie płyty odsuwając je wzajemnie od siebie. W skutek różnych tajemnych, fizycznych sił powstały m. in. takie oto „pęknięcia” w krajobrazie. Sprytni Islandczycy postawili most, tabliczki, przygotowali parking i atrakcja turystyczna jak się patrzy 🙂 .
Most został zbudowany w 2002 roku i nazwano go na cześć islandzkiego wikinga odkrywcy Leif’a Eriksson’a, który to podróżował z Europy do Ameryki 500 lat przed Kolumbem i odkrył ją pierwszy :D. Most rozwieszony jest pomiędzy płytami, które oddzielone są na tym odcinku o około 18m. Ciekawostką jest to, że jeden z końców mostu leży wolno na brzegu ze względu na ciągły proces poszerzania się szczeliny- o 2 cm rocznie!
Atrakcja jest jeszcze jedna (szczególnie dla nas- Polaków). Udało nam się na moment skoczyć do Ameryki Pn bez wizy! 😛 Było przemiło, ale szybko wróciliśmy do Europy- wszędzie dobrze, lecz w domu najlepiej;).
Pole geotermalne Gunnuhver
Kolejnym punktem dzisiejszego dnia było pole geotermalne Gunnuhver. W tym miejscu mojej opowieści powinniście się dowiedzieć, że jazda po głównych drogach Islandii nie jest trudna. Trudność pojawia się, kiedy zjedzie się z tej „głównej trasy” i chce się polegać na krajobrazie, który w każdą stronę przypomina księżyc skrzyżowany z sawanną;). Bez nawigacji ciężko jest zorientować się w terenie i znaleźć niektóre miejsca, nie będące wyjątkowo popularnymi wśród turystów.
Aaaale z pewnością każdy bez problemu odnajdzie Gunnuhver. Nawet jeśli będzie za kilkoma pagórkami. Po pierwsze już z daleka, z odległości kilku km widać ogromne obłoki pary wodnej- wygląda to jak ogromna odkrywkowa kopalnia chmur :D.
Po drugie Gunnuhver można odnaleźć po… zapachu. Jeśli jesteście szczególnie wrażliwi na aromat siarkowodoru, czyli „zgniłych jajek” strzeżcie się! Mi i Jarkowi nie przeszkadzał ten specyficzny smrodek, a przynajmniej nie tak, jak niektórym turystom duszącym się od pary i chodzącym cały czas w maseczce/szaliku z niezbyt szczęśliwą miną.
Sama nazwa pola pochodzi od imienia wiedźmy Guðrún (Gunn), która pokłóciła się z miejscowym sędzią (poszło o garnek, który on jej zabrał w ramach rozliczenia) i jakiś czas później zmarła. Mimo sprzeczki sędzia zjawił się na pogrzebie wiedźmy, ale już następnego dnia został znaleziony martwy, a dodatkowo jego zwłoki były strasznie zniekształcone. Ludzie wysnuli więc wniosek, że była to zemsta ducha czarownicy, który zmienił się w strasznego Draugr’a (Draug’a), czyli przerażającej istoty, wywodzącej się ze skandynawskiej mitologii, a przekładając na współczesny język – ZOMBIE, choć zombie w porównaniu z opisami Draugr’ów, to pocieszne kociaki.
Po pierwszej śmierci następowały kolejne. Ludzie żyli w strachu przed duchem i żyliby w nim nadal gdyby nie postać proboszcza Eiríkur’a Magnússon’a. Niestety, chrześcijańska filozofia Eiríkur’a nie bardzo motywowała go do walki z demonami, ale zrozpaczeni ludzie znaleźli na niego sposób- brennivin 😉 Ziemniaczaną wódkę o kminkowym aromacie- proboszcz był jej fanem;). Magiczny wpływ trunku przekonał proboszcza i zainspirował do szukania metody na pozbycie się zjawy. Wreszcie sposób został opracowany: duch miał pobiec za kłębkiem turlającej się przędzy, wraz z nią wpaść do fumaroli i na zawsze tam zostać. Jak proboszcz polecił, tak wykonano. Upiór pobiegł za przędzą i wpadł do dziury. Ale podobno nie wpadł tam całkiem do końca… może się czaić pod jej brzegiem do dziś!
Z tegoż nawiedzonego pola geotermalnego, mogliśmy ujrzeć również 31-metrową latarnię morską Reykjanesviti. Widok poniżej.
Brimketill
Kolejne nasze kilometry skierowaliśmy do Brimketill- niezwykłej skalnej formacji w kształcie ogromnego kotła. Brimketill powstał na skutek nieustannej, intensywnej pracy Oceanu Atlantyckiego- rozbijających się o wybrzeże fal.
Woda stopniowo zaokrąglała skały, tworząc w końcu ten niesamowity, naturalny kociołek. Brimketill ma w najgłębszym punkcie dwa metry głębokości, dno jest dość płaskie i gładkie w dotyku. Niestety, zbiornik nie służy do kąpieli. Jest natomiast ciekawą atrakcją wizualną i dowodem na to, jakimi siłami i możliwościami dysponuje natura- ja myślałam, że zbudował to człowiek:). Brimketill figuruje również pod nazwą Oddnýjarlaug (Oddny’s Pool), czyli basenu olbrzymki, która miała regularnie odwiedzać zbiornik w celu zażycia kąpieli.
Kolejne dni naszej podróży:
Ola Zychewicz | 2 grudnia 2015
|
Most między kontynentami jest kosmiczny! Czekam na dalsze wpisy, a szczególnie ten o Waszym islandzkim M1 😀
Aga | Author | 2 grudnia 2015
|
Ola!!!!!:D Jak milo ze tu wpadłaś!:) Już niedługo kolejne opowieści, mam nadzieje, że Cie nie zanudzą;p
Buziole dla całej Waszej Gromadki!:):****
Ola Zychewicz | 3 grudnia 2015
|
Aga!!!!:D Nie tylko tu wpadłam, ale i wszystko wyczytałam :)) bardzo fajny pomysł! Ściskamy mocnooooo :*
Pingback:Islandia- dzień pierwszy, cz.2- w poszukiwaniu kąpieliska. | Never Ending Travel | 26 grudnia 2015
|
Pingback:Islandia- mały trekking w górach | Never Ending Travel | 11 kwietnia 2016
|
Zuzorro | 29 grudnia 2017
|
wspaniałe zdjęcia 😀 A czy na tą latarnię można się wspiąć :>?
Jarek | 2 stycznia 2018
|
Nie mamy pojęcia, ale dookoła jest tyle atrakcji, wzniesień i widoków, że mamy wrażenie, że nikt by nie pomyślał by udostępniać ją turystom 🙂 Chyba, że grzecznie byśmy o to poprosili. Dzięki za komentarz 🙂